Zmęczona, padam na kolanaJak pusta powłoka, powoli opadamNa brudną , zimną ziemięSplamioną krwią szkarłatnąKrwią rozlaną , taką niepokalanąI jak kwiat usychamWiędnąc w tej rozpaczyUchodzące życie, z ciała już bez duszyZ czerwonymi włosamiOd krwi wylanej na ziemięKrwi płynącej z ran , zadanych tępym narzędziemNarzędziem była miłość w postaci tępej żyletkiRanami , było pragnienieLecz cieknąca z nich krewNie była tylko złudzeniem
czwartek, 6 września 2012
nie wiem
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz